Zawsze chciałem poczuć, jak to jest. Być w lesie tonącym w deszczu, wspólnie z rodzinami i ich małymi dziećmi. Wędrując razem leśnymi drogami i bezdrożami w pierwszym odruchu chronimy się przed deszczem pod dachem wielkich buków i jodeł. Skupieni wokół pni spoglądamy na siebie uśmiechając się. Dzieci są spokojne będąc blisko rodziców ale i siebie nawzajem. Od czasu do czasu któreś przebiegnie między pniami. Oczywiście komuś jest ciężej (mokre spodnie), komuś lżej (spodnie wodoodporne), jednak najważniejsza jest odpowiednie nastawienie grupy. Postawa akceptacji i wsparcia. Ulewa nasila się, nasz tymczasowy dach zaczyna przeciekać, więc rozwijamy plandekę między drzewami, siadamy na kocach i… życie toczy się dalej. Między nami dzieci bawią się w grupkach, pojedynczo lub wtulają się w rodzica. Rozmawiamy, śmiejemy się, opowiadamy historie, pijemy gorącą herbatę. Robimy krótkie spacery poza zadaszenie, szukając okazji do nowych obserwacji przyrodniczych. Deszcz się zmniejsza. Z liści i igieł spływają ostatnie krople. Zwijamy plandekę i powoli ruszamy dalej. W pachnącą grzybnią zieloność.
Czas spędzony razem w ciasnocie, wilgoci, niewygodzie ale zarazem w poczuciu bliskości – to czas żywy. Czas, którego rytm wyznacza splot tego, co dzieje się wokół nas z tym, co płynie w nas. Czas żywy, który stał się częścią mojego życia. Już wiem, jak to jest być w lesie tonącym w deszczu wspólnie z rodzinami i ich małymi dziećmi.